Nadchodził długooczekiwany weekend majowy. za oknami było wciąż coraz cieplej, więc wspólnie z najbliższą grupą przyjaciół postanowiliśmy(jak co roku) kilka wolnych, majowych dni spędzić na łonie natury podróżując rowerami. Tym razem za cel wycieczki wyznaczyliśmy sobie przejazd przez najwyższe przełęcze drogowe Beskidów: Przełęcz Salmopolską (934 m.n.p.m.), Przełęcz Klekociny (864 m n.p.m.) oraz Przełęcz Lipnicką-Krowiarki (986 m n.p.m.).
Zapakowaliśmy zatem z niemałym trudem rowery do pociągu jadącego do Katowic. Gdy w Katowicach zobaczyliśmy tłum pasażerów oczekujących na pociąg relacji Warszawa-Budapeszt przez Zwardoń (dokąd to My udawaliśmy się właśnie), szybko zdaliśmy sobie sprawę że o przewiezieniu rowerów tym pociągiem możemy tylko pomarzyć. Szybka decyzja i już siedzieliśmy w osobówce do Bielska. Dopiero tam udało nam się wcisnąć do nadal mocno przepełnionego pociągu do Zwardonia i tak około 3 w nocy (zamiast 1:30) dotarliśmy na punkt startu naszej wycieczki - Zwardoń. Był 30 kiwetnia 2005 roku!
Podczas trzydniowej wycieczki odwiedziliśmy gwarne i zatłoczone miejscowości turystyczne takie jak Wisła, Szczyrk, Zawoja, pędziliośmy także przez wiele wiosek zapomnianych przez turystów, jak choćby Rychwałdek, Koszarową. Dużo trudu i wysiłku kosztowało nas zdobywanie kolejnych górskich przełęczy, trzeba pamiętać, że cały czas podróżowaliśmy z pełnym obciążeniem, jednak ów wysiłek wynagradzany był za każdym razem malowniczymi widokami Beskidów, ale przede wszystkim szleńczymi zjazdami. Wspaniale było pędzić z prędkością dochodzącą do 70 km/h po stromo zakręcających górskich drogach - ten nieopisany pęd we włosach!!!. Najbardziej emocjonujący okazał się jednak zjazd z Przełęczy Beskidek do Międzybrodzia Bialskiego bowiem serpentyny były tak pokręcone, że trudno było utrzymać się na drodze.
. Niestety nie obyło się bez przykrych w konsekwencjach przygód. Po jednej z nich niestety zmuszeni byliśmy do natychmiastowego przerwania rowerowej podrózy, dlatego wyjazd zakończyliśmy dzień wcześniej, niż wstępny plan zakładał. Mimo to szczęśliwi z przejechanych ponad 200 km po górach, no i oczywiście, że naszej współtowarzyszce nic groźnego w wypadku się w konsekwencji nie stało powróciliśmy nocnym pociągiem z Zakopanego do Łodzi, kończąc intensywny weekend.
|