Podróże rowerowe po Polsce i Europie
Strona Główna

O rowerach nie zapomnieliśmy nawet w dniu naszego ślubu:-)       Mozolne wspinaczki po półkach skalnych, zmaganie się z wiatrem, deszczem i własnymi słabościami, wyrywanie pogodzie każdego kilometra, a potem zjazdy z szaloną prędkością... Czy może być coś piękniejszego niż wszechogarniające uczucie wolności i beztroski? I stąd narodził się właśnie pomysł organizacji wakacji bazujących na tak z pozoru kruchym urządzeniu, jakim jest rower. Właściwie nie rower był pierwszy, ale sam pomysł, aby dotrzeć do skandynawskich wodospadów i fiordów; pomysł, który zaświtał w naszych myślach kiedy próbowaliśmy złapać "stopa" na tzw. "Trasie transfogarskiej" w Rumunii.
      Wrześniowa promocja rowerów z 2002 roku, w firmowym sklepie Giant istotnie przyczyniła się do sukcesu naszych dalszych podróży. W błogiej nieświadomości rozważałam wpierw wycieczki w okolicach Łodzi. Michał już wtedy podjął decyzję - cel - Norwegia. Od zakreślenia wstępnej trasy na mapie, aż po jej realizację minął długi czas, wypełniony gromadzeniem map, przewodników i wszelkich informacji dotyczących podróżowania rowerem.
      Norwegia jako pierwszy wyjazd rowerowy dla osoby, która dopiero co przesiadła się z jubilata na nowoczesnego Gianta, nie opanowała jeszcze umiejętności zmiany biegów, nie wspominając o jeździe w noskach i to z 30 kg bagażem - stanowił spore wyzwanie. Ale po paru dniach ostrego pedałowania udało się złapać rytm. I właśnie w tym rytmie przemknęliśmy nasze pierwsze 1800 km przez Norwegię, która oczarowała nas swoim pięknem. Wracając wtedy do domu wiedzieliśmy, że rowerowa przygoda dla nas dopiero się zaczyna...
      Nasze życie stało się podróżą: od wspólnych studiów na Wydziale Nauk Geograficznych UŁ, poprzez wędrówki szlakami Tatr, Sudetów czy Beskidów, aż po długie trasy rowerowe coraz to nowymi szlakami.
      Połączyły nas zainteresowania, wspólne cele i ciekawość świata. Połączyły na tyle skutecznie że we wrześniu 2005 roku w Klasztorze Franciszkanów w Łodzi-Łagiewnikach wzięliśmy ślub. Można więc powiedzieć, że teraz jedziemy już na jednym wózku - no może na dwóch rowerach, ale na pewno w jednym kierunku. Zobaczymy, gdzie nas rzuci los!